Uważny słuchacz

Ci, którzy zajmują się pracą dla Pana, w istocie rozpaczliwie wręcz tego potrzebują. Niestety, bardzo niewielu chrześcijan jest uważnymi słuchaczami. Niektórzy potrafią przez całą godzinę przemawiać do wierzącego, a on mimo to może na koniec w dalszym ciągu mieć jedynie mgliste pojęcie o tym, co usłyszał. Nasza umiejętność uważnego słuchania jest zbyt ograniczona. Jeśli nie potrafimy wsłuchać się w to, co mówią ludzie, jakże usłyszymy, co mówi Bóg? Jeśli ktoś siedzi na wprost nas, jego słowa powinny być dla nas zrozumiałe. Jeżeli zaś nie potrafimy zrozumieć, co mówi, to mam poważne wątpliwości, czy jesteśmy w stanie zrozumieć Boga, który przemawia w nas. Jeżeli nie rozumiemy słyszalnych słów pochodzących od człowieka, jakże zrozumiemy słowo, które Bóg wypowiada do nas w duchu?

Jeśli nie umiemy rozpoznać dolegliwości, stanu ani problemu brata, który znalazł się w tarapatach, co możemy mu powiedzieć? Bracia i siostry, nie uważajmy tego za błahostkę. Jeśli się z tym nie uporamy i nie nauczymy się słuchać, nie będziemy mogli pomóc bratu w potrzebie, nawet jeżeli staniemy się pilnymi czytelnikami Biblii, wielkimi jej nauczycielami albo pełnymi mocy pracownikami. Nie wystarczy, że będziemy kaznodziejami, którzy mówią; winniśmy też umieć rozwiązywać cudze problemy. Jakże jednak ma się to stać, jeśli nie słyszymy, co mówią inni? Musimy uzmysłowić sobie powagę sytuacji. Bracia i siostry, ile czasu poświęciliście na to, by nauczyć się słuchać innych ludzi? Czy poświęciliście wystarczająco wiele czasu, by opanować tę lekcję? Musimy poświęcać czas, by uczyć się słuchać innych, słyszeć to, co powiedzieli, czego nie powiedzieli i co kryje się w ich duchu. Słowa, które wychodzą z ust człowieka, mogą nie przekazywać tego, co zawiera się w jego duchu. Wielu ludzi wypowiada coś ustami, lecz ich duch zaświadcza o czymś innym. W rzeczywistości usta nie są w stanie ukryć ducha. Prędzej czy później duch się ujawni, i gdy to nastąpi, poznasz prawdziwy stan człowieka. Bez takiego rozróżnienia trudno będzie okazać innym stosowną pomoc. Znam żart o sędziwym lekarzu, który w swej podręcznej apteczce trzymał tylko dwa leki: olej rycynowy i chininę. Niezależnie od tego, na co uskarżali się jego pacjenci, nieodmiennie przepisywał im jedno lub drugie lekarstwo. Stosował je na wszystkie możliwe dolegliwości. Wielu braci serwuje podobną kurację swoim „pacjentom”. Mają jedną lub dwie ulubione recepty i niezależnie od tego, jak różnią się niedomagania tych, którzy przychodzą do nich po poradę, udzielają jej według pierwszego lub drugiego ustalonego schematu. Tacy pracownicy nie przyniosą ludziom prawdziwej pomocy. Każdy, kto cieszy się zaufaniem Boga i pełni Jego posłannictwo, charakteryzuje się jednym — wie, co ktoś mówi, gdy tylko osoba ta otworzy usta. Bez tej zdolności nie można dopomóc innym w ich chorobach.