Świadectwo pierwsze

Rezygnacja z przyszłości

Wśród słuchaczy jest dziś co najmniej trzech moich szkolnych kolegów. Jest wśród nich brat Weigh Kwang-hsi, który może zaświadczyć zarówno o moim złym zachowaniu, jak i o tym, jakim dobrym byłem studentem. Z jednej strony często łamałem przepisy uczelni. Z drugiej strony zawsze miałem najlepsze wyniki z egzaminów, ponieważ Bóg obdarzył mnie inteligencją. Moje prace często wywieszano na tablicy. Byłem wówczas młodzieńcem o wielkich marzeniach i planach na przyszłość. Uważałem swoje sądy za wyważone. Mogę z pokorą powiedzieć, że gdybym pracował ciężko w świecie, bardzo możliwe, że osiągnąłbym wiele. Moi koledzy też mogą o tym zaświadczyć. Kiedy jednak zostałem zbawiony, wydarzyło się wiele nowych rzeczy. Wszystkie moje poprzednie plany stały się nieważne i straciły znaczenie. Porzuciłem zupełnie przyszłą karierę. Być może komuś innemu ten krok przyszedłby z łatwością, ale dla mnie — człowieka z tyloma ideałami, marzeniami i planami — było to nadzwyczaj trudne. Tamtego wieczora, kiedy zostałem zbawiony, rozpocząłem nowe życie, ponieważ weszło we mnie życie wiecznego Boga.

Moje zbawienie i powołanie do służby dla Pana dokonały się w tym samym czasie. Od tamtej chwili ani razu nie wątpiłem o tym, że zostałem powołany. W tamtej godzinie podjąłem raz na zawsze decyzję co do mojej przyszłej kariery. Uświadomiłem sobie, że z jednej strony Pan zbawił mnie ze względu na mnie, i jednocześnie zrobił to dla samego siebie. Pragnął, bym uzyskał Jego życie wieczne, a także chciał, abym służył Mu i był Jego współpracownikiem. Jako chłopiec nie rozumiałem, czym jest głoszenie Słowa. Gdy podrosłem, uważałem to za najgorsze i najpodlejsze ze wszystkich zajęć. Kaznodzieje byli wtedy przeważnie zatrudnieni przez misjonarzy z Europy albo Ameryki, którym służalczo podlegali, zarabiając zaledwie osiem albo dziewięć dolarów miesięcznie. Nie miałem zamiaru zostawać kaznodzieją ani nawet chrześcijaninem. Nigdy nie potrafiłem sobie wyobrazić, że wybrałbym zawód kaznodziei — zawód, którym pogardzałem i który uznawałem za tak mizerny i podły.

Uczenie się, jak służyć Panu

Kiedy zostałem zbawiony, dalej chodziłem na uczelnię, choć mało już interesowały mnie książki. Inni czytali podczas zajęć powieści, ja zaś studiowałem Biblię. [Chociaż brat Nee studiował podczas zajęć Biblię, nadal uzyskiwał najlepsze noty na egzaminach semestralnych — przyp. red.]. Później, pragnąc bardziej podążać za rzeczami duchowymi, opuściłem uczelnię i zapisałem się do Instytutu Biblijnego prowadzonego przez Dorę Yu w Szanghaju [słynną ewangelistkę — przyp. red.]. Wkrótce jednak zostałem przez nią grzecznie zwolniony i wróciłem do domu. Przyczyną jej decyzji było to, że nie było rzeczą stosowną, bym dalej się tam znajdował. Uświadomiłem sobie, że Bóg nie rozprawił się jeszcze z moim ciałem. Wciąż lubiłem dobrze zjeść i ładnie się ubrać. Wysypiałem się też do ósmej rano. Dora Yu uważała, że jestem dobrym materiałem na Pański interes i rokuję nadzieje, lecz gdy odkryła moje lenistwo, odesłała mnie do domu.

Byłem wtedy kompletnie rozczarowany i wydawało mi się, że moja przyszłość legła w gruzach. Podawałem nawet w wątpliwość to, czy jestem zbawiony. Z pewnością jednak byłem zbawiony! Uważałem nawet, że nie jest już ze mną tak źle i że pod wieloma względami jestem już przeobrażony, nie zdając sobie sprawy z tego, że muszę jeszcze wielu rzeczy się nauczyć i z wieloma sprawami rozprawić. Ufny, że Pan mnie zbawił i powołał, nie mogłem chodzić rozczarowany. Przyznałem, że nie jestem jeszcze wystarczająco dobry, lecz wydawało mi się, że następnym razem się poprawię.