Świadectwo pierwsze

Napełnienie Duchem Świętym

Mimo iż niektórzy zostali zbawieni, ja wciąż nie byłem zaspokojony, ponieważ wielu ludzi na uczelni i w mieście jeszcze nie zostało zbawionych. Czułem potrzebę napełnienia Duchem Świętym i otrzymania mocy z wysoka, żebym mógł przyprowadzić więcej ludzi do Pana. Wtedy odwiedziłem siostrę Margaret Barber. Niedojrzały w sprawach duchowych, zapytałem ją, czy aby otrzymać moc z wysoka i doprowadzić wielu ludzi do zbawienia, trzeba koniecznie być napełnionym Duchem Świętym. Odpowiedziała: „Tak”. Zapytałem ją więc, w jaki sposób napełnić się Duchem Świętym. Odparła: „Musisz przedstawić siebie Bogu, żeby mógł wypełnić cię sobą”. Ja na to, że już to dawno zrobiłem. Po chwili zastanowienia jednak zrozumiałem, że jestem wciąż swoim starym „ ja”. Wiedziałem, że Bóg mnie zbawił, wybrał i powołał. Choć nie osiągnąłem jeszcze całkowitego zwycięstwa, zostałem przecież uwolniony od grzechów i złych nawyków, a także porzuciłem wiele spraw, w które niegdyś się angażowałem. Nadal jednak czułem, że brak mi duchowej mocy, by poradzić sobie z duchową pracą. Wtedy ona opowiedziała mi następującą historię:

Przyjechał do Chin brat Prigin, Amerykanin. Uzyskał stopień magistra i studiował, żeby zrobić doktorat. Odczuwając niezadowolenie z powodu swego stanu duchowego, szukał Pana i modlił się. Powiedział Bogu: „Mam bardzo silną niewiarę; nie potrafię przezwyciężyć pewnych grzechów i nie mam mocy do pracy”. Przez dwa tygodnie prosił Boga konkretnie o napełnienie Duchem Świętym, żeby móc prowadzić zwycięskie życie pełne mocy. Bóg powiedział: „Naprawdę tego chcesz? Jeśli tak, to nie przystępuj do egzaminu za dwa miesiące, bo Ja nie potrzebuję doktora filozofii”. Brat Prigin stanął teraz przed dylematem. Jego doktorat wydawał się rzeczą pewną: szkoda by było, gdyby nie przystąpił do egzaminu. Uklęknął do modlitwy i pytał Boga, dlaczego nie pozwala mu zdobyć tego stopnia i wtedy zostać Jego sługą. To ciekawe: kiedy Bóg czegoś zażąda, nie zrezygnuje z tego i nie pójdzie w tej sprawie na kompromis.

Nadeszły dwa niezwykle bolesne miesiące. W ostatnią sobotę brat Prigin doświadczył w sobie prawdziwego konfliktu. Czy chce doktoratu, czy też chce zostać napełniony Duchem Świętym? Co lepsze: stopień doktora czy zwycięskie życie? Inni mogli być doktorami i mimo to Bóg mógł z powodzeniem się nimi posłużyć — a czemu nie on? Walczył tak i zmagał się z Bogiem, odchodząc wręcz od zmysłów. Doktorat był dla niego rzeczą bardzo cenną; tak samo było z napełnieniem Duchem Świętym. Bóg jednak nie ustępował. Wybranie stopnia doktora uniemożliwiało bratu Priginowi prowadzenie duchowego życia. Żeby móc takie życie prowadzić, musiał porzucić doktorat. W końcu, ze łzami w oczach, powiedział: „Poddaję się. Pomimo dwóch lat studiów na stopień doktora, cel, o którym marzę od trzydziestu lat, od dziecka, nie mam innego wyjścia: rezygnuję z przystąpienia do egzaminu, by okazać uległość Bogu”. Po tej decyzji złożył pismo do władz uniwersytetu z informacją, że nie przystąpi w poniedziałek do egzaminu, grzebiąc tym samym raz na zawsze nadzieję na doktorat. Był tamtego wieczora tak wyczerpany, że nie potrafił wygłosić nazajutrz żadnego poselstwa. Opowiedział więc po prostu zborowi historię swego podporządkowania się Panu. Zbór doświadczył wtedy wielkiego ożywienia. Trzy czwarte członków płakało. On sam też uzyskał siłę. Powiedział: „Gdybym wiedział wcześniej, że taki to będzie miało rezultat, już dawno poddałbym się Panu”. Pan wielce błogosławił jego późniejszej pracy; brat Prigin był człowiekiem, który znał Boga w bardzo głęboki sposób.