Praktyczna społeczność na temat spotkań grupowych

Mormoni nauczają jednej z największych herezji, a mimo to nikt nie zaprzeczy, że w ubiegłym wieku odnieśli wielkie sukcesy. Nie podchodzą do sprawy beztrosko. Całkowita liczba misjonarzy wy­syłanych przez grupy wyznaniowe przekracza nieco pięćdziesiąt ty­sięcy. Mormoni jednak na polach za granicą mają ich czterdzieści tysięcy. Ponadto tych młodych ludzi poddano ograniczeniom, zrównoważono ich, wyszkolono, poprawiono i doszlifowano. Są bardzo punktualni, wierni i dobrze się zachowują. Na niektórych lotniskach często można spotkać dwóch młodych dobrze ubranych mormonów. Mogą być biali, ale gdy jakiś Chińczyk wysiada z samolotu, ładnie witają go po mandaryńsku i pytają, czy nie trzeba go podwieźć. Następnie go podwożą, a po drodze z nim rozmawiają. Starają się poznać jego potrzeby i oferują swoją pomoc. Już samo to, że świetnie mówią po mandaryńsku, wzbudza podziw.

Nasza praktyka była niewłaściwa, ponieważ nie nauczyliśmy się należycie. Wiemy, czym jest droga ustanowiona przez Boga, ale nie wiemy, jak nią pójść. Gdy odwiedzamy średniozamożne rodziny białych, wysyłamy być może braci, którzy nie mówią dobrze po angielsku albo mówią z obcym akcentem. Te rodziny nie przyjmą ich tak, jak się należy. Jeśli natomiast poślemy trzech dobrze ubranych ­braci, mówiących ładnie po angielsku, rodziny te im nie odmówią i otworzą przed nimi drzwi. Niektórzy twierdzili, że odwiedzanie ludzi w celu głoszenia ewangelii metodą pukania do drzwi nie działa, przynajmniej nie w Ameryce. Nie powinniśmy winić sposobu ustanowionego przez Boga i mówić, że on nie działa. Nie działa raczej nasz sposób jego realizacji. Także Syn Boży przyszedł na świat, by odwiedzać ludzi tam, gdzie mieszkali, i posłał dwunastu (Mt 10:1, 5–6), a następnie siedemdziesięciu (Łk 10:1), żeby odwiedzali innych. Taka jest Boża droga, musimy się jednak uczyć, jak nią iść. Nie ujrzeliśmy dotychczas prawdziwych rezultatów drogi ustanowionej przez Boga, ponieważ nie umiemy nią iść. Stąd wysnuliśmy wniosek, że potrzebujemy dalszego studiowania.

Niektórzy mówili, że aby budować kościół, nie trzeba wykonywać pracy. Twierdzili, że wystarczy właściwe życie, które będzie dla innych świadectwem. Paweł jednakże nie tylko pracował, lecz także się trudził (Kol 1:29a), zmagał (1:29b) i walczył (Flp 1:27). Wyrażenia zmagał się i walczył odnoszą się do sportu. Greckie słowo zmagał się można również przetłumaczyć jako „walczył wręcz”. Paweł uważał, że w dziele, które wykonywał, jest sportowcem — olimpijczykiem. Nowy Testament porównuje również chrześcijan do rolników (2 Tm 2:6). Nie będzie się powodziło rolnikowi, który albo jest leniwy, albo nie potrafi uprawiać roli. Rolnicy muszą dużo się uczyć. Muszą się uczyć o porach roku i pogodzie. Muszą też pilnie pracować dzień i noc. Muszą wiedzieć, jak się coś robi, ale i być pilni, i mądrzy.

Byliśmy zbyt niedbali w realizacji naszego sposobu. Stary sposób obrany przez chrześcijaństwo nie tylko anuluje funkcję członków Ciała Chrystusa, lecz także wszystkich rozleniwia. W grupach wyznaniowych wystarczy chodzić na spotkania i składać ofiary pieniężne. Zatrudnia się kaznodzieję, by pracował dla członków danej grupy. Nie na tym jednak polega droga Ciała Chrystusa. Ciało Chrystusa nikogo nie zatrudnia. Powinno raczej pobudzać każdego do uczenia się, jak się spotykać i jak służyć.