Doniosłość skruszenia

Znaczenie krzyża

Od dawna już słyszymy o krzyżu. Może dużo wiemy o krzyżu, ale czym on jest? Znaczenie krzyża polega na tym, iż kruszy on zewnętrznego człowieka. Krzyż uśmierca zewnętrznego człowieka i rozsadza skorupę. Niszczy wszystko, co pochodzi z zewnętrznego człowieka. Niszczy nasze przekonania, metody, mądrość, własną miłość i wszystko inne. Gdy tylko zewnętrzny człowiek zostaje skruszony, wewnętrzny człowiek się uwalnia i duch może funkcjonować. Droga przed nami jest naprawdę wyraźna.

Po skruszeniu zewnętrznego człowieka łatwo jest uwalniać ducha. Przypuśćmy, że pewien brat posiada bystry umysł. Uznają to wszyscy, którzy go znają. Ma też silną wolę i wyważone, głębokie uczucia. Kiedy jednak inni się z nim spotykają, zdają sobie sprawę, że dotykają jego ducha, a nie jego silnej woli, bystrego umysłu czy wyważonych i głębokich uczuć. Przy każdej społeczności z nim dotykają ducha, czystego ducha, ponieważ człowiek ten jest skruszony. Inna siostra z kolei jest szybka w działaniu. Wiedzą o tym wszyscy, którzy ją znają. Szybko myśli, szybko mówi, szybko wyznaje, szybko pisze listy i szybko wyrzuca do kosza to, co napisała. Kiedy jednak inni się z nią spotykają, nie dotykają jej porywczości, lecz jej ducha. Jej osobowość została skruszona. Skruszenie zewnętrznego człowieka to sprawa niezwykle istotna. Nie możemy ciągle tkwić w słabościach. Nie możemy mieć ciągle tego samego smaku po pięciu czy dziesięciu latach Pańskiego działania nad nami. Musimy pozwolić, by Pan utorował sobie przez nas drogę. To podstawowe wymaganie, jakie Pan ma w stosunku do nas.

Dwie przyczyny braku skruszenia

Dlaczego tylu chrześcijan pozostaje nie zmienionych nawet po wielu latach Bożej pracy nad nimi? Inni też mają silną wolę, mocne uczucia i twardy umysł, a jednak Panu udaje się ich skruszyć. Istnieją dwie główne przyczyny, dla których wielu ludzi mimo upływu lat pozostaje nie skruszonych.

Po pierwsze, żyją oni w ciemności. Nie widzą Bożej ręki. Bóg działa i kruszy, ale oni nie wiedzą, że On dokonuje tego dzieła. Brak im światła i nie żyją w światłości. Widzą tylko ludzi i myślą, że to ludzie się im sprzeciwiają, albo dostrzegają jedynie otoczenie i utyskują, że jest ono tak niesprzyjające. Całą winę przypisują otoczeniu. Oby Bóg darował nam objawienie swojej dłoni! Obyśmy uklęknęli i powiedzieli: „To Ty. To Ty. Przyjmuję to”. Powinniśmy przynajmniej wiedzieć, czyja ręka się nami zajmuje. Powinniśmy przynajmniej rozpoznać tę rękę i zobaczyć, że to nie świat, nie nasza rodzina, nie bracia i siostry w kościele tak się z nami obchodzą. Powinniśmy dostrzec w tym Bożą rękę. To właśnie Bóg się z nami rozprawia. Powinniśmy uczyć się od Madame Guyon, która była gotowa całować tę rękę i strzec jej niczym skarbu. Musimy mieć takie światło. Musimy przyjmować i wierzyć wszystkiemu, co uczynił Pan. On nigdy się nie myli w tym, co czyni.