Doniosłość skruszenia

Każdy z nas musi poznać zamiar, jaki Bóg ma wobec niego. Szkoda, że tylu chrześcijan nie wie, co Pan w nich czyni i jakie ma wobec nich zamiary. Oby każdy z nas znał Pański zamiar względem siebie! Kiedy Pan otworzy nam oczy, zobaczymy, że wszystko, co nas w życiu spotkało, ma swoje znaczenie. Pan nie czyni niczego na próżno. Kiedy uświadomimy sobie, że On pragnie skruszyć naszego zewnętrznego człowieka, przekonamy się, że wszystko, co nas spotkało, ma swoje znaczenie. Pan próbuje osiągnąć jeden cel: skruszyć i ogołocić naszego zewnętrznego człowieka.

Problem wielu polega na tym, że jeszcze zanim Pan ruszy palcem, oni już okazują niezadowolenie. Musimy sobie uświadomić, że wszystkie doświadczenia, trudności i próby, które On na nas zsyła, służą dla naszego najwyższego dobra. Nie możemy prosić o nic lepszego, gdyż one są dla nas najlepsze. Jeśli ktoś przychodzi do Pana i mówi: „Panie, pozwól mi wybrać to, co najlepsze”, jestem przekonany, że Pan odpowie mu: „Dałem ci to, co najlepsze. To, z czym spotykasz się co dzień, jest dla twego najwyższego dobra”. Bóg zaplanował dla nas wszystko po to, by skruszyć naszego zewnętrznego człowieka. Możemy w pełni ćwiczyć swojego ducha dopiero wtedy, gdy zewnętrzny człowiek został skruszony i nasz duch się uwolnił.

Skruszenie a czas

Pan kruszy naszego zewnętrznego człowieka w dwojaki sposób: po pierwsze, narastająco, a po drugie — w sposób nagły. U niektórych ludzi najpierw dokonuje nagłego skruszenia, po którym następuje kruszenie stopniowe; najpierw zachodzi raptowne działanie, a po nim narastająca praca. Innych zaś codziennie spotykają trudności i problemy, po czym któregoś dnia otrzymują od Pana nagle mocne uderzenie; narastająca praca poprzedza nagłe działanie. Zazwyczaj doświadczamy obydwu rodzajów kruszenia. Najpierw następuje nagłe kruszenie, a po nim kruszenie narastające, bądź też odwrotnie. Ogólnie rzecz biorąc, nawet tym, którzy nie zboczyli na bezdroża, Pan musi poświęcić kilka lat, zanim ukończy dzieło kruszenia.

Nie potrafimy skrócić tego procesu, lecz możemy go wydłużyć. U niektórych Pan dokonuje tego dzieła w kilka lat, u innych natomiast nie jest ono zakończone nawet po dziesięciu czy dwudziestu latach. To bardzo poważna sprawa. Nie ma niczego bardziej godnego ubolewania niż marnowanie Bożego czasu. Stanowczo zbyt często kościół pozbawiony jest błogosławieństwa z naszej winy. Umiemy głosić Słowo Boże umysłem i wzruszać ludzi za pomocą uczuć, ale nie potrafimy posługiwać się swoim duchem. Bóg nie może użyć swego Ducha, by dotykać innych za naszym pośrednictwem. Opóźniając ten proces, narażamy się na dużą stratę.

Jeśli nigdy w przeszłości nie poświęciliśmy się w gruntowny sposób Panu, musimy zrobić to teraz. Musimy powiedzieć: „Panie, ze względu na kościół, na szerzenie ewangelii, na wypełnienie Twojej woli, i ze względu na postęp w moim własnym życiu, oddaję się w Twoje ręce bez zastrzeżeń i bezwarunkowo. Z radością powierzam się Twoim dłoniom. Pozwalam Ci znaleźć sposób na to, byś mógł uwalniać się przeze mnie”.